Kiedy po ataku terrorystycznym Hamasu z 7 października br., Amichai Eliyahu, minister dziedzictwa narodowego Izraela, zaproponował zniszczenie palestyńskiej Strefy Gazy przy użyciu broni atomowej, naraził się na powszechną krytykę we własnym kraju i zagranicą. Ta naganna z moralnego oraz bezsensowna z wojskowego punktu widzenia wypowiedź członka rządu ma jednocześnie swoje głębsze dno. Prezentowała bowiem domniemanie posiadania przez Izrael broni jądrowej jako rzecz oczywistą, wbrew oficjalnej polityce uprawianej konsekwentnie przez wszystkie poprzednie władze kraju, która polegała na zaprzeczaniu istnienia takiego uzbrojenia. Jaki jest więc faktyczny obraz tajemniczego arsenału jądrowego, którym od lat Izrael trzyma w szachu swoich wrogów?
Historia rozwoju
Początki izraelskiego programu pozyskania broni nuklearnej sięgają połowy lat 50. XX wieku, kiedy pierwszy premier kraju, David Ben Gurion, nakazał jego rozpoczęcie, aby w przyszłości zrównoważyć połączoną przewagę w konwencjonalnych środkach walki sąsiadujących z Izraelem państw arabskich. Misję stworzenia nowej broni powierzono Szimonowi Peresowi, który później został premierem Izraela. Pod kierownictwem Peresa doszło do zakupu w 1957 roku we Francji reaktora badawczego i technologii separacji plutonu do celów wojskowych. Na początku 1958 roku, niedaleko Dimony, rozpoczęto budowę Centrum Badań Jądrowych Negev. Obiekt ukończono w 1965 roku, a produkcję plutonu zapoczątkowano w nim rok później.
Z powodu ścisłej tajemnicy, która otacza izraelski program nuklearny, trudno obecnie powiedzieć, kiedy zbudowano pierwszą głowicę bojową. Często przytacza się w tym miejscu rozpaczliwą próbę zmontowania prymitywnego urządzenia wybuchowego w maju 1967 roku, tuż przed wybuchem wojny sześciodniowej. Ciężko jednak stwierdzić, czy takie urządzenie dałoby się wykorzystać jako praktyczną broń, tj. użyć jako głowicy do wystrzeliwanej z ziemi rakiety albo chociaż załadować jako prymitywną bombę na dostosowany do tego zadania samolot. Charakter planowanej wówczas operacji o kryptonimie „Samson” raczej wskazuje, że miało to być to jedynie statyczne urządzenie testowe. Zakładano bowiem odstraszenie potencjalnych napastników poprzez demonstracyjną detonację głowicy na ziemi, gdyby wojna przybrała dla Izraela wyjątkowo niekorzystny obrót. Jak wiemy z historii, nie było jednak takiej konieczności.
Druga okazja do dokonania atomowej demonstracji nadarzyła się w październiku 1973 roku, kiedy to wydawało się, że izraelskie wojsko przegrywa bitwę z siłami syryjskimi na Wzgórzach Golan. Wówczas premier Golda Meir oparła się namowom doradców i zabroniła wszczęcia przygotowań do atomowej demonstracji siły, stawiając na rozstrzygnięcie dokonane ostatecznie przez wojska konwencjonalne. W tym czasie posiadano już odpowiednie środki przenoszenia głowic jądrowych, pod postacią rakiet balistycznych Jerycho I oraz dostosowanych do zabierania takich bomb samolotów F-4E Phantom.
Trzeci moment, gdy Izraelczycy postawili swój arsenał jądrowy w stan pełnej gotowości bojowej, był okres wojny w Iraku z 1991 roku. Ostrzał irackimi rakietami Scud nie zdołał jednak sprowokować rządu w Tel Awiwie do interwencji zbrojnej, co mogło doprowadzić do rozłamu w szeregach antyirackiej koalicji z udziałem państw arabskich. Aczkolwiek zagrożenie użycia przez stronę iracką głowic z bronią chemiczną lub biologiczną uznawano wówczas za bardzo realne, co spełniało warunki doktrynalne w zakresie wymierzenia atomowej riposty.
Mimo upływu wielu lat od tamtych wydarzeń, Izrael nadal oficjalnie nie przyznał się do posiadania broni jądrowej. Aczkolwiek najważniejsi przedstawiciele z Tel Awiwu uprawiają narrację o zdolności do jej produkcji i szybkiego wdrożenia do służby, co samo w sobie ma tworzyć efekt odstraszający. Bardzo blisko do dekonspiracji istnienia izraelskiego arsenału było w 1979 roku. Tuż przed świtem 22 września tego roku amerykański satelita Vela 6911 wykrył tajemniczy podwójny rozbłysk nad Oceanem Indyjskim, u wybrzeży Republiki Południowej Afryki. Amerykanie nigdy nie ujawnili pełnych materiałów z tego incydentu, chroniąc interesy swojego najbliższego sojusznika. Również Izrael nigdy publicznie nie przyznał się do udziału w incydencie, sugerując przy tym, że zarejestrowano naturalne zjawisko eksplozji wchodzącego w atmosferę dużego meteorytu. Kosmiczny bolid rzadko jest jednak źródłem radioaktywnego opadu, który po niedługim czasie stwierdzono w Australii. Toteż powszechnie przyjmuje się, że była to pierwsza i jedyna izraelska próba jądrowa, którą zrealizowano przy współpracy oraz wsparciu rządu Republiki Południowej Afryki.
Doktryna
Izrael z oczywistych względów nie publikuje żadnych informacji na temat własnej doktryny jądrowej. Badacze tematu są więc całkowicie zdani na wyciąganie wniosków z historii poprzednich konfliktów, w których ta broń mogła zostać potencjalnie użyta. Można w takim przypadku wyróżnić trzy prawdopodobne scenariusze, oparte przede wszystkim na założeniu, że głównym imperatywem będzie pojawienie się sytuacji zagrażającej dalszej egzystencji izraelskiego narodu.
Jednym z podstawowych zagrożeń jest możliwość użycia przez inne państwo wobec terytorium Izraela broni nuklearnej, chemicznej lub biologicznej, ze szczególnym uwzględnieniem największych miast. W praktyce równałoby się to fizycznemu wyniszczeniu niewielkiej przecież populacji kraju, do czego odpowiedzialne władze oczywiście nie mogą dopuścić. Izraelczycy starają się minimalizować takie ryzyko poprzez zapewnienie sobie bezwzględnej przewagi jądrowej w regionie, aktywnie zwalczając zdolność do produkcji materiałów rozszczepialnych w jawnie wrogich sobie państwach. Wystarczy wspomnieć dobrze znane naloty Sił Powietrznych Izraela (Israel Air Forces) na reaktory jądrowe budowane w Iraku (1981 rok) i Syrii (2007 rok), a także długą historię sabotaży w nuklearnych ośrodkach irańskich.