Islamska Republika Iranu od dziesięcioleci funkcjonuje w poczuciu zagrożenia zza granicy. Jest to skutkiem agresywnej retoryki władz Iranu i wspieraniem militarnych organizacji (głównie szyickich) za granicą. Izolowany w wielu obszarach bezpieczeństwa Iran, rozwinął więc liczne rozwiązania z sektora bezpieczeństwa militarnego. Jednym z takich kluczowych obszarów jest naziemna obrona powietrza. Artykuł przedstawia irańskie kompleksy przeciwlotnicze dalekiego i średniego zasięgu.
Iran, grożąc systematycznie Izraelowi „całkowitą zagładą” i wspierając islamskich bojówkarzy, koczujących w obozach w pobliżu granicy izraelskiej, nie może liczyć choćby na obojętność władz tego kraju, które zawsze, niezależnie od orientacji politycznej, traktowały bezpieczeństwo jako absolutny priorytet. Również USA, nazywane „wielkim szatanem” przez twórcę Republiki Islamskiej – imama Chomeiniego rewanżują się nieskrywaną wrogością wobec Iranu.
Prawdopodobieństwo inwazji na Iran jest niezbyt wielkie, gdyż trzeba byłoby do takiej operacji zaangażować bardzo liczną armię i narazić ją na żmudną i krwawą kampanię w tym dużym, częściowo górzystym, a częściowo pustynnym kraju. Znacznie bardziej prawdopodobny jest atak z powietrza na kluczowe cele na terytorium Iranu. Obaj główni przeciwnicy islamskiej republiki w przeszłości wielokrotnie dokonywali takich ataków na kraje, uznawane za wrogie, a bodaj najsławniejszym było zniszczenie przez izraelskie lotnictwo irackiego reaktora atomowego Osirak w 1981 roku. Niedawny irański atak rakietowy na Izrael potwierdził gotowość Iranu do eskalacji konfliktu z tym silnym militarnie i zaprawionym w bojach krajem. Izraelska riposta była nieoczekiwanie słaba i można zgadywać, że nie zamknęła tego stadium konfliktu.
Dlatego trudno dziwić się, że irańskie władze uznają od dawna szeroko rozumianą rozbudowę obrony przeciwlotniczej jako jeden z priorytetów w dziedzinie obronności. Najprostszym rozwiązaniem byłby import sprzętu przeciwlotniczego, poczynając od stacji radiolokacyjnych, a nawet samolotów dozoru radiolokacyjnego, a na kompleksach i zestawach przeciwlotniczych kończąc. Takie rozwiązanie ma oczywiste zalety: pozwala na szybką budowę struktury obrony przeciwlotniczej, umożliwia wybór sprawdzonych i gotowych do użycia kompleksów przeciwlotniczych, zapewnia szkolenie personelu przez zagranicznych instruktorów. Ma też istotne wady. Najważniejszą jest uzależnienie od kraju-eksportera sprzętu, który może z własnej woli lub pod presją opinii międzynarodowej (jak miało to miejsce w przypadku eksportu uzbrojenia z Rosji do Iranu) wstrzymać dostawy w dowolnej chwili. Zgromadzenie odpowiednio dużego zapasu rakiet i części zamiennych, które mogłoby złagodzić skutki takiego embarga, jest kosztowne, a i tak w razie przedłużającego się konfliktu, konieczne byłoby zapewnienie dostaw zza granicy, co nie zawsze jest możliwe. Nie bez znaczenia jest też wysoki koszt takiego rozwiązania.
Niejako na przeciwległym biegunie pozostaje całkowita autarkia: samodzielne opracowanie i produkcja wszystkich komponentów systemu obrony przeciwlotniczo-przeciwrakietowej. Zapewnia to optymalny dobór parametrów komponentów systemu i ich modernizację w pożądanych kierunkach. W przypadku wzrostu zagrożenia konfliktem, a także w czasie jego trwania można zwiększyć dostawy kluczowych komponentów bez obawy o ewentualne sankcje, nakładane przez „kraje niezaangażowane”. Uzyskanie takiej samodzielności, to jednak proces kosztowny i rozłożony na wiele lat, a i tak istnieje ryzyko porażki: niemożności opracowania i uruchomienia produkcji sprzętu o oczekiwanych parametrach, niskiej niezawodności produkowanego uzbrojenia, a nawet problemów z samodzielnym wyszkoleniem odpowiednio licznej i wysoko kwalifikowanej kadry-personelu technicznego.
Irańscy decydenci wybrali rozwiązanie pośrednie: zarządzili zakup za granicą niewielkiej ilości nowoczesnego sprzętu przeciwlotniczego i stopniowe opracowanie w oparciu o dostęp do uzbrojenia zagranicznego własnych konstrukcji. Istniała także możliwość wykorzystania sprzętu, zakupionego jeszcze za panowania szacha Rezy. Mógł on zapewnić w miarę skuteczną obronę w pierwszych latach rewolucji islamskiej, o czym przekonali się piloci iraccy podczas wojny z Iranem w latach 1980–1988, a potem posłużyć jako „źródło inspiracji” dla własnych, oryginalnych konstrukcji.
Nie sposób odmówić władzom Iranu zdrowego rozsądku w kwestiach współpracy międzynarodowej. Większość sprzętu, części zamiennych i pakietów szkoleniowych pozyskano z Rosji nie zaniedbując równocześnie współpracy z mniej oczywistymi partnerami: Chinami, Koreą Północną… O ile jednak w dziedzinie rakiet balistycznych dość szybko osiągnięto sukcesy, to własne kompleksy przeciwlotnicze okazały się celem, trudniejszym do realizacji.
Początkowo jedynym praktycznym skutkiem prac nad kompleksami przeciwlotniczymi były… uproszczone makiety takiego sprzętu, uczestniczące w defiladach. Z tego powodu za granicą dość powszechnie poddawano w wątpliwość irańskie możliwości w tej dziedzinie i sugerowano, że chodzi tylko o osiągnięcie efektu propagandowego.
Kompleksy dalekiego zasięgu
Na początku lat 90. XX wieku Iran kupił w Rosji niewielką liczbę kompleksów S-200 Wega o zasięgu 240 km. W 1993 roku dostarczono trzy (łącznie 18 wyrzutni i 48 rakiet), a kilka lat później jeszcze dwa. Nic nie wskazuje na to, by poddano je później jakimkolwiek lokalnym modernizacjom. Jedyna istotna zmiana w ich konfiguracji, to późniejszy zakup dodatkowych stacji naprowadzania RPC 5N62W. Umożliwiło to zwiększenie liczby kanałów ogniowych na każdej z pozycji. Normalnie jeden radiolokator przypada na sześć wyrzutni, ale satelitarne zdjęcia wskazują na to, że w Iranie, przynajmniej na niektórych pozycjach, stworzono strukturę: jeden radar plus dwie wyrzutnie. Co ciekawe, na irańskich pozycjach przy każdej wyrzutni znajduje się tylko jeden schron, mieszczący bezobsługowy wózek transportowy 5Ju24M, podczas gdy na pozycjach radzieckich (a także czechosłowackich, NRD-owskich…) na każdą wyrzutnię przypadały po dwa schrony i dwa wózki z rakietami.
W 2013 roku jeden z irańskich generałów zapowiedział wprawdzie, że „wkrótce” zostanie pokazany kompleks S-200 w wersji samobieżnej, ale do dziś nie ma dowodów na zbudowanie choćby prototypów samobieżnej wyrzutni i stacji naprowadzania. O ile bowiem umieszczenie wyrzutni 5P72 wraz z rakietą na nośniku samobieżnym nie jest niemożliwe (masa wyrzutni wynosi ok. 16 t, a zatankowanej rakiety – 7 t), to podobne potraktowanie RPC, z racji jego masy i rozmiarów jest dość problematyczne.