• Piątek, 28 marca 2025
X

Jeden projekt – służba pod trzema banderami

Pierwsze zbudowane w XX w. w Polsce okręty przeciwminowe przetrwały wojnę i po epizodzie pływania pod banderą Kriegsmarine kontynuowały służbę pod biało-czerwoną banderą, ale z orłem bez korony aż do lat 70. XX w.

Niemal od samego początku powojennej służby „ptaszków” nastąpiło rozdzielenie jednego z nich – ORP Żuraw – od pozostałej trójki. Jako pierwszy trafił on do służby w Świnoujściu i zanim dotarły tam pozostałe, załoga zaczęła wykonywać zadania inne niż trałowe, i tak już pozostało do końca aktywnej służby.

Okręt wyklęty

Gdy 30 listopada 1946 r. Żuraw wchodził do portu w Świnoujściu, aby zasilić formowany zespół okrętów Szczecińskiego Obszaru Nadmorskiego (SON), była to już jego trzecia wyprawa z Gdyni na zachodnie wybrzeże. Pierwszy raz nastąpił w kwietniu tego roku, a drugi – w lipcu, gdy przyholował kuter Batory. Już w grudniu na zlecenie służby hydrograficznej załoga wykonała wstępne oznakowania toru wodnego do Kołobrzegu, a od nowego roku rozpoczęła kontrole tras podejścia; najpierw do portu w Świnoujściu, następnie do Szczecina, a później także do Ustki i ponownie w rejonie Kołobrzegu. W kolejnych miesiącach Żuraw stał na redzie koło Międzyzdrojów, gdzie prowadził prace inżynieryjno-saperskie, a także pomiarowe.

Prowadzone w ciągu 1947 r. prace pomiarowe utwierdziły w przekonaniu Dowództwo MW, że okręt hydrograficzny jest potrzebny na stałe, a nie tylko doraźnie. Ponieważ nie było żadnych możliwości szybkiego pozyskania odpowiedniej jednostki, zdecydowano, że ORP Żuraw zostanie ostatecznie wycofany z wykonywania zadań trałowych, a trzy „ptaszki” w składzie SON w zupełności wystarczą. Istniejące w strukturze DMW Biuro Hydrograficzne opracowało założenia stałego dostosowania jednostki do nowej roli. Rozkazem ministra ON nr 0146/Org. z dnia 19 lipca 1948 r. Żuraw został zabrany z Flotylli SON i do 15 sierpnia przeszedł na samodzielny etat 35/110 okrętu hydrograficznego ze stanem załogi 31 wojskowych.

Żuraw, stając się samodzielnym okrętem w ramach służby hydrograficznej, szybko trafił do Warsztatów Remontowych Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie przystosowano go do wykonywania całego szeregu zadań pomiarowych. W tym celu zdecydowano o przebudowie śródokręcia i rufy. Zdjęto i oddano do składnicy trały, tory minowe, windę trałową oraz dwa stanowiska artyleryjskie. Na uwolnionej w ten sposób przestrzeni na pokładzie ustawiono charakterystyczny „domek”, w którego wnętrzu urządzono stanowiska do nanoszenia wyników pomiarów, a na dachu – stanowiska namiarowe. Po kilkunastu miesiącach zdjęto także dziobowe stanowisko artyleryjskie – jednostka w nowym charakterze już go nie potrzebowała, ponadto był to system nietypowy, a takich zaczęto pozbywać się z pokładów kolejnych okrętów.

Zadań dla jednego okrętu hydrograficznego (miał do pomocy tylko niewielką motorówkę pomiarowąSonda) wzdłuż całego polskiego Wybrzeża było bez liku. W planach od początku lat 50. XX w. zapisano co prawda wcielenie jednostki większej, ale plany przebudowy wybranej jednostki cywilnej ostatecznie zakończyły się dopiero w listopadzie 1954 r. wcieleniem ORP Bałtyk.

Dość ciekawą historią jest noszone przez Żurawia oznaczenie burtowe. To pierwotne powojenne, czyli ŻR, według niektórych opracowań zamierzano zmienić zgodnie ze zbiorczym zestawieniem wszystkich jednostek pływających z końca 1949 r. na HG-11. Pojawia się nawet data zmiany – 15 września 1949 r. O wiele bardziej prawdopodobne jest jednak faktyczne wprowadzenie nowego oznaczenia dopiero po 20 czerwca 1951 r. Wtedy wprowadzono do użytku nowy dokument z podziałem jednostek pływających na klasy i z wyraźnym zaznaczeniem nazw i posiadanych oznaczeń burtowych.

Na większości znanych zdjęć okrętu z przełomu lat 40. i 50. XX w. Żuraw w dalszym ciągu ma na burtach dobrze widoczne stare oznaczenie składające się tylko z dwóch liter – ŻR lub ŻW, przy czym niestety trudno dziś jednoznacznie określić, kiedy i w jakich okolicznościach dokonano zmiany tej drugiej litery. Z kolei HG-11 znane jest w zasadzie tylko z jednego ujęcia, datowanego na drugą połowę 1951 r., później zaś okręt zdaniem ówczesnych władz wojskowych nie zasługiwał na wyróżnianie go w jakikolwiek sposób, co oznaczało również brak kierowania w jego stronę obiektywów aparatów fotograficznych.

Uprowadzenie do Ystad

Tak naprawdę najważniejsze wydarzenie w historii Żurawia miało miejsce na przełomie lipca i sierpnia 1951 r. Dowódcą okrętu był wtedy por. mar. Arkadiusz Ignatowicz. 22 lipca okręt wyszedł z Gdyni, obierając kurs na Kołobrzeg, z zadaniem zabezpieczenia hydrograficznego radzieckich manewrów w rejonie portu na środkowym Wybrzeżu.

Oprócz etatowej załogi na pokładzie znajdowała się dodatkowo pięcioosobowa grupa pomiarowa Wydziału Hydrografii Sztabu Głównego MW, w tym dwóch oficerów z szefem sekcji pomiarowej kmdr. ppor. Jerzym Iwanowem. Był też przejściowo zaokrętowany por. Czyżyk z Zarządu Informacji nr 8 z Gdyni, który – jak się po latach okazało – w trakcie kilkudniowego pobytu przyglądał się postawie dowódcy okrętu oraz zbierał dokładniejsze meldunki od trzech tajnych informatorów zwerbowanych przez informację wojskową spośród członków załogi Żurawia. Faktycznie w dniach 23–31 lipca załoga prowadziła pomiary głębokości na podejściach do plaż w miejscach wytypowanych do przeprowadzenia desantu, ale również była zwykłym holownikiem tarcz artyleryjskich. 1 sierpnia podczas postoju w Kołobrzegu na pokład wszedł z przydziałem nowy z.d.o. ds. politycznych ppor. Zygmunt Bogumił, który zajął pomieszczenie mieszkalne opuszczone przez oficera informacji wojskowej. Tuż przed godz. 18.00 okręt opuścił port i skierował się w drogę powrotną do Gdyni. Podczas odprawy ustalono kolejność wacht, a później w mesie doszło do rozmowy trzech oficerów – Iwanowa, Ignatowicza i Bogumiła, przy czym ten ostatni rozlał po kieliszku przyniesionej wódki (taki gest na uczczenie objęcia stanowiska na okręcie). Na krótko weszli do kabiny dowódcy okrętu i wtedy poczuli, że Żuraw zrobił gwałtowny zwrot na lewą burtę. Nim zdążyli zareagować, w drzwiach kabiny stanęło trzech uzbrojonych marynarzy. Bezbronni oficerowie usłyszeli, że okręt płynie na Bornholm, a oni zostają zatrzymani w areszcie i każda próba uwolnienia się będzie skutkować strzałami wartownika.

Uzbrojeni marynarze wrócili do oficerów około północy. Chcieli namówić dowódcę do poprowadzenia okrętu kursem na wschód od Bornholmu. Porucznik odmówił, podobnie uczynił kmdr Iwanow, który poprosił o przeniesienie go do jego kabiny na rufie, na co porywacze wyrazili zgodę. W trakcie przejścia na rufę oficer zauważył, że okręt faktycznie mijał z lewej burty duńską wyspę, a więc celem uprowadzenia miała być Szwecja.

Rankiem 2 sierpnia Żuraw początkowo zakotwiczył na redzie portu Ystad. Po jakimś czasie do prawej burty dobiła motorówka z pilotem i oficerem szwedzkiej marynarki wojennej. Podano komendę wejścia do portu i nakazano zdjąć areszt z tej części załogi, która nie brała udziału w uprowadzeniu. Wszystkich uwolnionych zebrano w kreślarni; dopiero wtedy można było się zorientować, kto jest po której stronie całego zdarzenia. Początkowo w Szwecji chciało pozostać 16 uzbrojonych marynarzy. Przybyli na pokład oficer policji, cywil i kobieta będąca tłumaczką usłyszeli od kmdr. Iwanowa, że chce on rozmawiać z polską ambasadą i nie pozwoli zejść na ląd nikomu bez uprzedniej rozmowy. Dowieziony do telefonu, w trakcie rozmowy z ambasadą usłyszał, że nikt na okręt nie przyjedzie i że mają pozwolić chętnym na odejście nawet w umundurowaniu i z bronią. Po powrocie na Żurawia Iwanow wraz z dowódcą okrętu rozmawiali z całą szesnastką i ostatecznie czterech marynarzy zdecydowało się pozostać na pokładzie i wrócić z resztą załogi do kraju.

Po zejściu 12 marynarzy okręt otrzymał zgodę na wyjście z Ystad, na koniec tylko dowódca musiał podpisać rachunek za postój. Do granicy wód terytorialnych eskortę stanowił szwedzki okręt. Obrano najkrótszy kurs na Gdynię, a po nawiązaniu łączności radiowej otrzymano polecenie podawania co pół godziny uaktualnionej pozycji, kursu i prędkości. Mniej więcej w połowie drogi do Helu otrzymano rozkaz podawania aktualnych informacji na ORP Błyskawica. Wtedy to oficerowie Żurawia uznali, że plan Dowództwa MW zakładał wersję z doprowadzeniem zbuntowanego okrętu przez niszczyciel, a nie dobrowolny powrót. Dlatego też, urywając łączność radiową, obrali kurs prostopadły do wybrzeża, a po jego osiągnięciu popłynęli wzdłuż brzegu i dotarli samodzielnie do Gdyni. Zacumowali 3 sierpnia o godz. 9.00. Dowódca okrętu udał się do Szefostwa Hydrografii, a po złożeniu meldunku otrzymał rozkaz powrotu na pokład z zakazem opuszczania go przez kogokolwiek, kto uczestniczył w wydarzeniach. Niedługo potem Żuraw został otoczony przez kordon uzbrojonych marynarzy, a na pokład weszli przedstawiciele Dowództwa MW, Prokuratury MW oraz Informacji Wojskowej. Rozpoczęły się przesłuchania, po których por. Ignatowicz otrzymał rozkaz przestawienia jednostki do basenu nr X. Tam również pojawił się kordon uzbrojonych marynarzy. Przez dwa dni z pokładu nikt nie schodził, a na miejscu cały czas przebywało dwóch oficerów informacji. I nagle w niedzielę 5 sierpnia uzbrojone warty odesłano do koszar, a oficerom i podoficerom mającym mieszkania w Gdyni pozwolono udać się do domów, a od poniedziałku miał zostać przywrócony normalny tok służby.

W poniedziałek 6 sierpnia nic jednak nie wróciło do normy, ponieważ dowódca okrętu został aresztowany, gdy wyszedł rano z domu, a po Iwanowa przyjechał samochód do portu. Łącznie w celach aresztu Informacji Wojskowej nr 8 na ul. Świętojańskiej znalazło się trzech oficerów (także z.d.o. ds. politycznych), pięciu podoficerów i czterech marynarzy – ci, którzy początkowo byli w grupie uprowadzającej, ale ostatecznie nie zdecydowali się na pozostanie w Szwecji. Wszystkich przez osiem kolejnych nocy brutalnie przesłuchiwano, a stosowane praktyki miały wymusić na nich podpisanie zeznań przygotowanych przez Informację Wojskową. 16 sierpnia wszystkich zatrzymanych przewieziono do aresztu śledczego w Gdańsku, gdzie oczekiwali na proces. Pokazowy proces trzech oficerów odbył się 1 września 1951 r. w sali gimnastycznej Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej na Oksywiu w obecności ok. 300 oficerów sprowadzonych z różnych jednostek z całego Wybrzeża. Rozprawa trwała 18 godzin, a akty oskarżenia dotyczyły zarzutów „tchórzostwa w obliczu nieprzyjaciela” i „oddania nieprzyjacielowi okrętu bez walki na przeciąg 11 godzin”. Wyroki odczytano 2 września o godz. 2.15 w nocy. Choć prokurator dla Iwanowa zażądał kary śmierci, ostatecznie on i Ignatowicz zostali skazani na kary po 15 lat więzienia, degradację, pozbawienie na 5 lat praw obywatelskich oraz wszystkich odznaczeń. Wyrok dla trzeciego oficera był o trzy lata więzienia łagodniejszy. W osobnych procesach, przeprowadzonych 3 i 4 września (także na terenie OSMW), skazano uwięzionych podoficerów i marynarzy, którzy otrzymali wyroki od 5 do 10 lat więzienia. Zaocznie na kary śmieci skazano wszystkich 12 marynarzy, którzy zostali w Szwecji. Wszystkie wyroki zatwierdzono.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X