• Wtorek, 15 października 2024
X

„Lessons learned” z programu budowy australijskich niszczycieli rakietowych Hobart

Każde przedsięwzięcie związane z budową nowych okrętów bojowych wiąże się de facto z pozyskaniem produktu, który ma w pewnym stopniu charakter unikatowy. Nie zmienia tego faktu ani pozyskanie projektu platformy okrętu „z półki”, ani też wykorzystanie dostępnych już na rynku systemów walki – w większości przypadków finalne decyzje klienta wskazują na sprofilowaną pod swoje potrzeby konfigurację tego złożonego sprzętu wojskowego, jakim jest niewątpliwie okręt wojenny. Sytuacja staje się jeszcze bardziej złożona, gdy niezbędnych do budowy takich okrętów kompetencji trzeba poszukiwać za granicą. Ciekawych doświadczeń w tym zakresie dostarcza australijski program budowy niszczycieli typu Hobart.

W 2000 roku australijskie ministerstwo obrony narodowej uruchomiło program SEA 4000 – Air Warfare Destroyer (początkowo pod kryptonimem SEA 1400), w ramach którego planowano pozyskanie trzech niszczycieli obrony przeciwlotniczej, które miały zastąpić w Royal Australian Navy (RAN) fregaty rakietowe typu Adelaide (zmodyfikowany typ Oliver Hazard Perry) – te same, które następnie były brane pod uwagę w Polsce jako rozwiązanie pomostowe dla sił nawodnych MW RP. W związku z przewidywanym okresem wycofania tych okrętów wejście do służby nowych niszczycieli zaplanowano pierwotnie dla: HMAS Hobart na grudzień 2014, HMAS Brisbane na marzec 2016 i HMAS Sydney na czerwiec 2017 roku. Dla okrętów tych przewidziano rolę pierwszoliniowych okrętów nawodnych, przeznaczonych w pierwszej kolejności do obrony przeciwlotniczej (w tym potencjalnie przeciwrakietowej w przypadku podjęcia przez rząd w Canberze decyzji o pozyskaniu pocisków SM-2, co finalnie wydarzyło się w 2021 roku). Ich rola, w połączeniu z orientacją strategiczną Australii na Stany Zjednoczone, oznaczały, że nowe okręty musiały być przygotowane do pełnej współpracy z US Navy.

Duży nacisk w planowanych zadaniach dla nowych okrętów położono także na zwalczanie okrętów podwodnych, co niewątpliwie w regionie Pacyfiku pozostaje bardzo ważnym, ale i bardzo wymagającym zadaniem dla wszystkich sił morskich. W tej roli jednostki stanowić miały oczywiście jedynie uzupełnienie szerszego systemu i ze względu na posiadanie tylko jednego śmigłowca pokładowego raczej posiadać zdolność do samoobrony niż aktywnego „polowania” na wrogie okręty podwodne. Przyszłościowo rozważano również możliwość zapewnienia niszczycielom zdolności do rażenia celów lądowych na dużych dystansach za pomocą amerykańskich Tomahawków, ponownie po podjęciu decyzji przez australijski rząd odnośnie zakupu tych rakiet, co też urzeczywistniło się finalnie w 2021 roku. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na bardzo szeroki wachlarz uzbrojenia (i oczekiwań) względem wyrzutni VLS posadowionych na Hobartach, co nie szło w parze z projektem okrętu, który zakładał jedynie 48 komór tego systemu. W europejskich warunkach można by określić to jako dużą liczbę, ale w regionie Pacyfiku, gdzie okręt z dużym prawdopodobieństwem będzie musiał operować znacznie dłużej i dalej od swoich baz, taki pakiet nie jest czymś niezwykłym. Zwłaszcza, gdy porównamy go z uzbrojeniem amerykańskich odpowiedników (niszczycieli typu Arleigh Burke), które posiadają 96 komór VLS (co ciekawe, przyszłe australijskie fregaty typu Hunter, mimo większej wyporności, mają posiadać ich jeszcze mniej niż Hobarty, bo jedynie 32 komory). Jest to o tyle istotne, że komór wyrzutni tego typu zasadniczo nie da się uzupełniać w trakcie pobytu okrętu w morzu.

Co ważne, drugim kluczowym wymaganiem w programie, oprócz dostawy trzech niszczycieli rakietowych, była budowa platform okrętów w krajowych stoczniach w celu odtworzenia bazy przemysłowej i stworzenie zaplecza do utrzymania okrętów w ich cyklu służby (życia). Tradycyjnie, jak w wielu innych przedsięwzięciach tego typu, istotny nacisk położono zatem na wymiar społeczno-ekonomiczny, który w Australii przy tego typu programach odgrywa szczególną rolę. Dodatkowo, ze względu na wyspiarski charakter tego kraju oraz jego położenie w dosyć „gorącym” geograficznie regionie, w modernizacji australijskich sił zbrojnych aspekt zbudowania lokalnych zdolności przemysłowych odgrywał niezwykle istotną rolę dla zapewnienia bezpieczeństwa narodowego.

Należy tutaj podkreślić, że australijski potencjał stoczniowy wymagał istotnego wzmocnienia, ponieważ od wielu lat nie prowadził istotnych programów okrętowych – ostatnim dużym przedsięwzięciem tego typu była budowa fregat typu Anzac. Jak się okazuje, patrząc na obecne prace w ramach programu budowy fregat typu Hunter (opartych na brytyjskim Typ 26), potencjał ten mimo realizacji programu Hobart nie pozwalał na podjęcie samodzielnej budowy platform okrętowych – nawet w przypadku oparcia się na istniejącym, chociaż mocno zmodyfikowanym, projekcie okrętu. W ramach przygotowań do budowy nowych fregat rząd Australii zdecydował się bowiem zainwestować dodatkowych 500 mln dolarów australijskich (AUD) w stocznię Osborne Naval Shipyard (w tym skorzystać ze wsparcia duńskiego biura OMT w zakresie zaplanowania rozwoju jej infrastruktury), tej samej, która w tym czasie kończyła właśnie budowę Hobartów. Wszystko to dla obniżenia kosztów i przyspieszenia budowy okrętów nowej generacji.

Dla programu budowy Hobartów przewidziano budżet w wysokości około 8 mld AUD, tj. kwotę imponujących ponad 2,6 mld na okręt, co, oprócz wspomnianego wcześniej wymogu ustanowienia krajowych zdolności przemysłowych, wynikało w dużej mierze z mocno rozbudowanego systemu walki przewidzianego dla nowych okrętów. Dla dwóch pierwszych faz projektu, czyli definiowania założeń programu (w tym wyboru partnerów przemysłowych) i projektowania, przewidziano budżet 260 mln AUD, tj. około 3% łącznej wartości całego przedsięwzięcia. Etap I rozpoczął się w lipcu 2002 roku i miał potrwać do czerwca 2005 roku, z założeniem, że od tego momentu w ciągu dwóch kolejnych lat wskazani partnerzy opracują projekt okrętu.

Niemal od samego początku realizacji programu było wiadomym, że sercem i mózgiem Hobartów będzie amerykański system zarządzania walką AEGIS, dostarczany przez Lockheed Martin (finalne wskazanie tego wykonawcy miało miejsce w sierpniu 2004 roku, tj. jeszcze przed wyborem dostawcy projektu platformy), który po pierwsze daje szerokie możliwości w zakresie zarządzania obroną powietrzną, a po drugie daje pełną kompatybilność z US Navy i minimalizuje ryzyko techniczne (konfiguracja sprawdzona na amerykańskich okrętach). Ostatecznie cały system AEGIS wraz z komponentami dostarczano poprzez program Foreign Military Sales. Wymóg ten wpływał także na przyszły kształt samego okrętu, który musiał zapewniać hardware o parametrach pozwalających wykorzystać potencjał tego rozwiązania. Głównym jego sensorem był radar ścianowy, w tym konkretnym przypadku Lockheed Martin SPY-1, co oznaczało, że amerykańska firma będzie jednym z głównych aktorów tego przedsięwzięcia i to niezależnie od tego, kto zostanie wskazany jako dostawca platformy okrętu i pozostałych systemów walki. Dodatkowo, do wsparcia integracji systemu walki wybrano w kwietniu 2005 roku firmę Raytheon, która miała odpowiadać za inżynierię i projekt całościowego systemu walki, w tym scalenie AEGIS z pozostałymi systemami na okręcie, które współpracować miały poprzez Australian Tactical Interface – rozwiązanie to miało zminimalizować ryzyko techniczne dla systemu walki i pozwolić uniknąć zmian w AEGIS potrzebnych do wpięcia nowych systemów.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X