• Czwartek, 25 kwietnia 2024
X

Potencjał bojowy polskiej marynarki wojennej w latach 1950-1955

Pierwsza połowa lat 50. XX w. to jeden z najgorszych dla polskiej marynarki wojennej okresów funkcjonowania. Dynamiczny rozwój innych rodzajów sił zbrojnych nie szedł w parze z zaspokojeniem czasem nawet najważniejszych potrzeb marynarzy, zwłaszcza jeśli chodzi o techniczną modernizację floty.

Pierwsze lata po zakończeniu II wojny światowej to czas zadamawiania się komunistycznych władz cywilnych i wojskowych na nowych terenach przyznanych Polsce w wyniku decyzji podejmowanych przez Wielką Trójkę na konferencjach w Jałcie i Poczdamie. Objęcie wybrzeża morskiego od Mierzei Wiślanej po Świnoujście było ogromnym wyzwaniem, tym bardziej że marynarka wojenna w 1945 r. zaczynała funkcjonowanie praktycznie od zera. Konieczność odbudowy portów i stoczni, przenoszenie na nowe ziemie przesiedleńców z Kresów Wschodnich czy grabież majątku przez armię radziecką to tylko niektóre z czynników mających wpływ na jakość życia na wybrzeżu w drugiej połowie lat 40. XX w.

Do początku kolejnej dekady marynarka wojenna ani w sferze organizacyjnej, ani potencjału bojowego nie zdołała osiągnąć poziomu gwarantującego skuteczną obronę nie tylko całego polskiego „nowego” wybrzeża, ale nawet jego części. Flota była zbieraniną okrętów przedwojennych, radzieckich i amerykańskich, zbudowanych w czasie wojny; tabor pomocniczy opierał się w głównej mierze na tym, co znaleziono w portach po wyjściu z nich Niemców. W sferze organizacyjnej zdecydowano się na powołanie do życia obszarów nadmorskich wokół najważniejszych portów, jednak generalnie ani na morzu, ani w powietrzu, ani na lądzie dowódca marynarki wojennej nie dysponował pododdziałami gotowymi do skutecznej walki z ewentualnym nieprzyjacielem. Wymyślony na potrzeby obrony wybrzeża system oparty na bateriach artylerii nadbrzeżnej broniących przewidywanych do postawienia zagród minowych znajdował się dopiero w początkowym stadium budowy. Niestety w zasadzie nie powstał w tym czasie żaden racjonalny plan rozwoju floty, który oparty byłby nie na chciejstwie, tylko na racjonalnych przesłankach, takich jak realne potrzeby i możliwości realizacji.

1 września 1950 r. dowódcą morskiego rodzaju sił zbrojnych został radziecki kontradm. Wiktor Czerokow, który wpisywał się w rusyfikację kadrową, organizacyjną i techniczną całej polskiej armii. Objął swoje stanowisko, przywożąc bagaż wojennych doświadczeń i wiedzę, jak budować marynarkę wojenną zgodną z ówczesną radziecką doktryną i wzorcami. Patrząc z perspektywy jego trzyletnich rządów, z pewnością chciał być twórcą nowej jakości. Jednak chcieć to nie znaczy móc.

31 grudnia 1950 r. polska marynarka wojenna posiadała flotę składającą się z 96 jednostek pływających, lotnictwo morskie miało 55 samolotów oraz w pełni ukończone baterie nadbrzeżne w czterech lokalizacjach, dysponujące łącznie 16 armatami morskimi typu B-13 kalibru 130 mm. To generalnie cały ówczesny liczący się potencjał bojowy, jakim dysponowali nasi marynarze. Rozwijając te liczby, warto zauważyć, że wśród niecałej setki jednostek pływających najwartościowsze były niszczyciel ORP Błyskawica, okręt podwodny ORP Sęp oraz trałowce i dozorowce.

Nowy dowódca zaczął porządki od zasadniczych zmian w strukturze organizacyjnej. Na przełomie 1950 i 1951 r. rozformowano m.in. Dowództwo Floty, Dywizjon Artylerii Nadbrzeżnej, a cały system obronny podzielono przez utworzenie, wzorem flot radzieckich, terytorialnych baz morskich ze wszystkimi (szybko się okazało, że tylko teoretycznie) niezbędnymi do ich funkcjonowania pododdziałami, siłami i środkami.

Według meldunku o stanie bojowym 1 stycznia 1951 r. marynarka wojenna liczyła 8174 etaty wojskowe stanu stałego i 2228 stanu zmiennego. Faktycznie w jednostkach służyło odpowiednio 6967 i 2890 wojskowych, ponadto w dyspozycji dowódcy pozostawało 37 żołnierzy.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X