Historia polskich sił specjalnych po II wojnie światowej zaczyna się skromnie na początku lat 50. XX wieku od sformowania dwóch plutonów. Wraz z rozwijaniem ofensywnych planów wojny przeciwko NATO zwiększała się liczba takich pododdziałów, rozrastały struktury oraz dodawano kolejne zadania przewidziane do wykonania. Artykuł przedstawia rozwój, uzbrojenie, wyposażenie i przewidziane zadania sił specjalnych w ludowym Wojsku Polskim działających w ramach Układu Warszawskiego.
Ponieważ temat funkcjonowania pododdziałów specjalnych był absolutną nowością zaczynano wszystko bardzo skromnie. Formalnie dwa utworzone plutony wchodziły w skład dwóch dywizyjnych batalionów rozpoznawczych, otrzymały odrębne etaty, ale po zakończeniu procesu tworzenia zostały bezpośrednio podporządkowane dowódcom dwóch okręgów wojskowych. Mowa o 5. samodzielnym plutonie rozpoznawczym ze Sztumu i 6. samodzielnym plutonie rozpoznawczym z Opola. Gdy rozpoczęto w nich normalny proces szkolenia szybko uznano, że są to pododdziały za małe do realizacji planowanych misji, dlatego też w kwietniu 1953 roku zdecydowano się powiększyć ich etaty, tworząc 9. samodzielną kompanię rozpoznawczą z przeniesieniem ze Sztumu do Inowrocławia oraz 10. samodzielną kompanię rozpoznawczą, także po przeniesieniu, w tym przypadku z Opola do Oleśnicy. I znów istniały one bardzo krótko, nawet krócej niż plutony, bowiem już jesienią 1954 roku z obu kompanii sformowano w Oleśnicy 19. samodzielny batalion rozpoznawczy. Po kilku miesiącach formowania, gdy był już gotowy do ewentualnych działań operacyjnych, został podporządkowany szefowi Oddziału Rozpoznania w Głównym Zarządzie Szkolenia Bojowego.
Praca od podstaw
Oczywiście wszelkiego typu wzory etatów, uzbrojenie czy zasady działania opierano na wzorcach radzieckich, nie było w tym czasie innej możliwości. Pamiętajmy, że był to najgorszy okres zwalczania wszystkiego co było związane z Zachodem, nie było więc mowy o czerpaniu z doświadczeń wojennych polskich Cichociemnych, którzy byli wręcz ścigani i skazywani w najlepszym razie na długoletnie wyroki więzienia. Co nie znaczy, że nie analizowano wiedzy na temat ich metod działania czy otrzymanego w Wielkiej Brytanii wyszkolenia.
Dwa pierwsze sformowane plutony miały etaty składające się po 37 żołnierzy. Każdy składał się z czterech drużyn, w tym trzech rozpoznawczych i jednej łączności. Wyposażenie było absolutnie podstawowe, składało się z trzech ręcznych karabinów maszynowych, trzech karabinów wyborowych, bronią indywidualną były zaś pistolety maszynowe. To co je wyróżniało, to posiadanie trzech radiostacji pasma KF, pozwalających na komunikację radiową nawet na odległość do 700 km. Stworzone na ich bazie kompanie także nie wyróżniały się niczym szczególnym. Etatowo liczyły po 118 żołnierzy zgrupowanych w trzech plutonach rozpoznania i jednym łączności. Broń indywidualna była identycznych typów, a jedynie w plutonie łączności, obok odpowiednio większej liczby radiostacji KF typu Siewier, były wpisane dwa odbiorniki radiowe i jedna radiostacja przewoźna typu RSB. Generalnie plutony, a następnie kompanie były pododdziałami spieszonymi, a minimalna liczba środków transportu mechanicznego miała służyć tylko do przewozu wojska w czasie dyslokacji w garnizonie. Nie były to pojazdy, które miały być wykorzystywane w trakcie wykonywania zadań bojowych na tyłach wojsk nieprzyjaciela. Ogólnowojskowe kompanie rozpoznawcze w dywizjach były wyposażone w ciężarówki, samochody osobowo-terenowe, motocykle, transportery opancerzone (w latach 50. XX wieku jeszcze raczej w teorii, bo nie było ich zbyt wiele w całych siłach zbrojnych), a nawet czołgi średnie. Tymczasem pododdziały, które były zalążkiem sił specjalnych opierały się początkowo przede wszystkim na ludziach. To oni mieli być wysyłani na głębokie tyły przeciwnika, aby prowadzić działania ówcześnie określane wspólnym mianem jako „rozpoznanie specjalne”. Pod tym pojęciem kryło się szerokie spektrum zadań związanych ze zdobywaniem informacji koniecznych do właściwego planowania i prowadzenia operacji przez siły główne wojsk operacyjnych. Na przestrzeni kilku dekad, obejmujących lata 1950–1990, zmieniały się priorytety na liście stawianych zadań. Początkowo oczekiwano informacji o ruchach wojsk przeciwnika, miejscach ich koncentracji i możliwych kierunkach działań. Grupy specjalne w terenie miały lokalizować lotniska polowe, stanowiska dowodzenia, węzły łączności czy składy amunicji. Osobnym zagadnieniem było zbieranie informacji o skuteczności działania wojsk własnych, co miało umożliwić wprowadzanie korekt lub zmian w planowaniu.
Z rozpoznania specjalnego po części wynikał drugi podstawowy typ zadań stawianych tym pododdziałom, a mianowicie akcje dywersyjno-sabotażowe, których celem miało być (w zasadzie jest to aktualne do dziś) niszczenie lub dezorganizacja funkcjonowania wybranych obiektów wojskowych lub rejonów dyslokacji. Wybór zależał od znaczenia danego celu oraz oceny czy można go zniszczyć w inny sposób, czy działanie grupy specjalnej było jedynym możliwym do przeprowadzenia scenariuszem. Działaniami z kategorii „dezorganizacja” były także zadania propagandowo-psychologiczne i terrorystyczne, również będące w katalogu możliwych do przeprowadzenia z użyciem grup specjalnych. Pierwszy wymieniony rodzaj zadań polegał na sianiu dezinformacji na zapleczu sił nieprzyjaciela. Mogło to przybierać różne formy, w tym m.in. rozpropagowywanie fałszywych informacji, zastraszanie osób lub środowisk. Siła rażenia takich działań była potęgowana realizacją innych akcji, także o charakterze terrorystycznym, jak zamachy i uprowadzenia ważnych osób z kręgu władz cywilnych, politycznych i wojskowych.
Skuteczność działania pododdziałów specjalnych bazować musiała (i musi) na zaskoczeniu, nieszablonowości i przede wszystkim znakomitym wyszkoleniu żołnierzy. To ostatnie zdecydowanie odbiegało od systemu stosowanego w zwykłych jednostkach wojskowych. Do pododdziałów specjalnych trafiała wyselekcjonowana kadra, ale jak w całej armii ich trzon stanowili żołnierze zasadniczej służby wojskowej. Ci ostatni byli oczywiście na wstępnym etapie kwalifikowani zazwyczaj do np. pododdziałów rozpoznawczych (później także do dywizji powietrznodesantowej), a dopiero po ocenie ich postępów i zaangażowaniu w trakcie szkolenia podstawowego trafiali do wybranego pododdziału. Szkolenie podstawowe było w zasadzie jeszcze niemal identyczne jak w innych jednostkach lądowych, różnicą była intensywność i znaczenie przywiązywane do osiąganych wyników. Później, już po przejściu do konkretnego pododdziału rozpoczynał się etap nauki ukierunkowanej na zdobycie określonych umiejętności, zarówno teoretycznych, jak i praktycznych. Wiedza teoretyczna była równie ważna jak predyspozycje psychiczne i wyszkolenie fizyczne. W tej pierwszej oprócz wiedzy typowo wojskowej kładziono nacisk na poznawanie funkcjonowania państw obcych, nie tylko jednostek, ale i obowiązujących praw i zwyczajów niezbędnych do poruszania się w cywilu, nie bez znaczenia była nauka zachodnich języków obcych (angielskiego, niemieckiego, francuskiego i duńskiego). W szkoleniu praktycznym ćwiczono walkę wręcz, poruszanie się w nieznanym terenie, ciche metody eliminacji siły żywej, używanie ładunków wybuchowych, prowadzenie skrytej łączności, udzielanie pierwszej pomocy medycznej bez dostępu do szpitali, a także coś co dziś określane jest mianem technik survivalowych. Do tego dochodziło szkolenie spadochronowe lub poruszanie się w środowisku wodnym.
Ten pierwszy okres istnienia w Siłach Zbrojnych PRL pododdziałów specjalnych kończy wspomniane utworzenie 19. batalionu w Oleśnicy. W pierwszym etacie, liczącym 190 stanowisk wojskowych, były m.in. dowództwo, dwie kompanie rozpoznawcze (oba po trzy plutony) i pluton łączności. Nowością były wpisane na stałe spadochrony desantowe PD-47, oprócz nich uzbrojenie nie różniło się niczym od zwykłych pododdziałów piechoty. Niestety, okres bezpośrednio po sformowaniu i pełnym przeszkoleniu pierwszego stanu osobowego zbiegł się z początkiem sporych redukcji stanów osobowych całych Sił Zbrojnych PRL.