• Wtorek, 5 listopada 2024
X

W Szwecji ze Szkołą Partyzantów

Kilka dni temu przyjaciel, Tomasz, mieszkający w Szwecji, podesłał mi link do szkolenia survivalowego, które chłopaki z Partyzantów Lubelszczyzny organizują właśnie w Szwecji.

Tak, tam do góry mapy. Tam, gdzie ciągle zimno, a lato trwa całe 2 dni.

Po przeczytaniu informacji o planach tego szkolenia w mojej głowie zakiełkowała myśl: jadę! A przy okazji kumpla odwiedzę.

Już oczyma wyobraźni widziałem, że czeka mnie prawdziwa męska przygoda. Zagłębimy się w nieprzebyte szwedzkie lasy, stoczymy walkę z komarami, kleszczami, łosiami i zimnem. Będziemy pili wodę z jeziora i rozpalimy ognisko na kilkanaście różnych sposobów. Jadę!

W tym dniu podjąłem decyzję. Skontaktowałem się z Pawłem Szlendakiem, dalej zwanym Szlendim. Ustaliliśmy, że dotrę do ekipy Polaków zamieszkujących Skandynawię i z nimi przez kilka dni będę uczestniczył w przygotowanym szkoleniu.

Od tego czasu zacząłem szykować szpej oraz ubranie, które mogłoby mi pomóc w przeżyciu tego czasu. Już na samym początku tej przygody okazało się, że mam spore braki w tematyce. Kilkuletnie bojówki i śpiwór zabierany na „Woodstock” nie bardzo pasują do fotek podsyłanych przez Tomka, na których ciągle widać śnieg po kostki, a nawet ciut wyżej.

Postanowiłem napisać do kilku sklepów z odpowiednimi produktami outdoorowymi. Zaproponowałem im wymianę barterową: potrzebne mi ubrania w zamian za zrobienie testów, zdjęć i nagrań klipów tych ubrań w ciekawym terenie. Odezwali się do mnie przedstawiciele Militaria.pl oraz Snugpak. Wynegocjowaliśmy do testów buty Pentagon Scorpion Suede V2 oraz Kurtkę Pentagon Artaxes. Od Snugpaka dostałem śpiwór Expedition oraz koc Jungle.

Przez kilka dni oglądałem testy, porównania, historię jak przez ostatnie lata rozwinęła się technologia produkcji ubrań na wypad w góry czy do lasu. Okazało się, że zwykłe bawełniane koszulki i stare bojówki zdecydowanie odstają od zastosowanych nowinek z różnymi membranami, jonami srebra i innymi nowoczesnymi technologiami.

Dobrym zrządzeniem losu było też to, że przed moim wyjazdem w Poznaniu odbywały się targi Euro Target Show. Oczywiście nie mogło mnie na nich zabraknąć. Wiedząc czego potrzebuję, ruszyłem na zakupy.

Chodząc pomiędzy stoiskami czułem się jak dziecko w sklepie pełnym najsłodszych cukierków. Zdecydowanie było w czym wybierać. Dobrze było widzieć jak z roku na rok te targi się rozwijają. W kilka godzin dokupiłem jeszcze spodnie Helikona, a po kilku rozmowach z przedstawicielami marki dostałem jeszcze do testów kurtkę. Kupiłem też od Snugpak śpiwór Navigator SQ dający radę do –7°C.

Byłem gotowy. Mogłem ruszać.

11 kwietnia zaczęła się moja przygoda.

Uruchomiłem sobie na telefonie audiobook ,,Będzie bolało – sekretny dziennik młodego lekarza’’ Adama Kaya i – zanurzając się w autentyczne opowieści pełne ludzkiej głupoty kończącej się zawsze na ostrym dyżurze – ruszyłem w podróż.

Na samym początku, 40-minutowa wycieczka autobusem na Dworzec PKP w Poznaniu. Następnie, trzygodzinny przejazd na dworzec Gdańsk-Wrzeszcz, a stamtąd przejazd na lotnisko. Po odprawie półtoragodzinny lot do Göteborga. Przesiadka do Flixbusa i już tylko prawie dwugodzinny przejazd do Jönköping. Potem już z górki. W tym mieście, na dworcu położonym przy pięknym, zimnym jeziorze Vättern, czekali na mnie Tomasz i jego kolega Bartek, którego terenowy Ford miał przejechać tego wieczora jeszcze ponad 300km.

Na miejsce szkolenia dotarliśmy około godz. 23.

Wszędobylska cisza pośrodku leśnego parkingu oraz cudownie rozgwieżdżone niebo nastroiły nas pozytywnie. W świetle księżyca łatwo rozłożyliśmy karimaty, śpiwory i podpięliśmy tarp do boku terenówki, tworząc prowizoryczne zadaszenie mające nas ochronić w razie deszczu. Nikt z nas nie myślał, co nas ochroni przed szwędającymi się tu i ówdzie łosiami oraz innymi „kunolisami” (forma zwierzęcia, która często występowała później podczas szkolenia).

Ranek przywitał nas rozpustnym zerem na termometrze. Pomyślałem wtedy, że jeszcze miesiąc temu nie przypuszczałbym, że spędzę noc na karimacie w śpiworze przytulony do drogiej terenowej opony pod kawałkiem plandeki nad głową. Jest moc! Wstajemy.

Tym gromkim okrzykiem zaciekawiłem Tomasza i Bartka, którzy, jak się okazało, już dawno wstali i gotowali pyszną kawę na turystycznej kuchence.

– Ale szybko usnąłeś. – usłyszałem – A twoje chrapanie wypłoszyło wszystkie stworzenia w promilu kilometra od parkingu. Kontynuowali sobie drwiny moi koledzy.

Po szybkim śniadaniu, pełnym szwedzkiego chleba oraz słonej pasty kawiorowej, poszliśmy kładką przez bagna do miejsca wyznaczonego przez Szlendiego. Było tam spore miejsce z ustawionymi po okręgu ławkami, pieczołowicie ułożonym drewnem w ognisku i przyciągającą wzrok drewnianą jurtą, która miała być naszym domem przed kilka następnych dni.

Uf. Jednak następnych nocy nie spędzę zaprzyjaźniając się z kształtem bieżnika na oponach Bartkowej terenówki – pomyślałem.

Po przywitaniu ekipy i zapoznaniu się z resztą kursantów usłyszeliśmy jakie zadania czekają nas przez kilka dni.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X