• Niedziela, 6 października 2024
X

Wellingtony nad Zatoką Helgolandzką

W południe 3 września 1939 roku, wobec braku odpowiedzi z Berlina na postawione ultimatum, premier Wielkiej Brytanii podczas przemowy w Izbie Gmin ogłosił wypowiedzenie wojny III Rzeszy. Niecałe pięć godzin potem do pierwszej akcji bojowej wystartowała grupa bombowców Vickers Wellington. Zapoczątkowało to serię dziennych misji, które przyniosły ciężkie straty własne. Apogeum nastąpiło 18 grudnia, kiedy doszło do starcia będącego największą bitwą powietrzną okresu tzw. dziwnej wojny.

1 września 1939 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt zaapelował do mogących znaleźć się w stanie wojny mocarstw, by ich siły powietrzne atakowały jedynie obiekty militarne i to tak, by nie powodować strat wśród ludności cywilnej. Brytyjczycy i Francuzi przyjęli takie zobowiązanie; w przypadku tych pierwszych oznaczało ono, że wbrew pierwotnym planom celami mogą być jedynie okręty Kriegsmarine na morzu i w bazach. Dowódca Bomber Command RAF miał wówczas do dyspozycji 23 squadrony (dywizjony) dwusilnikowych bombowców lekkich i średnich. Maszyny typu Vickers Wellington były na wyposażeniu sześciu gotowych do działań bojowych jednostek 3. Grupy, bazujących we wschodniej Anglii: 9. (Honington), 37. (Feltwell), 38. i 115. (Marham) oraz 115. i 149. (Mildenhall) Squadron. Komendę nad grupą sprawował 47-letni AVM [Air Vice-Marshal, wicemarszałek lotnictwa] John Baldwin, oficer odwołany z rozpoczętej w sierpniu 1939 roku emerytury, były dowódca 1. i 21. Grupy oraz komendant akademii RAF w Cranwell.

Pierwszym samolotem RAF, który po przemówieniu Chamberlaina znalazł się nad III Rzeszą, był zwiadowczy Bristol Blenheim Mk IV ze 139. Squadronu, wysłany nad Wilhelmshaven. Gdy dotarł tam, z głównej bazy Kriegsmarine wychodziła właśnie grupa okrętów, wśród których będący na pokładzie oficer floty brytyjskiej rozpoznał największe jednostki. Ponieważ zawiódł nadajnik radiowy w Blenheimie, informację te otrzymano dopiero po jego wylądowaniu w bazie. Do tego czasu start postawionych w stan gotowości bojowej dywizjonów, mający w razie pomyślnego szyfrogramu nastąpić o godz. 15:30, został przesunięty na 17:00. Wobec zbliżania się ciemności wypadało go odwołać, jednak ostatecznie Baldwin rozkazał wysłać na „zbrojny zwiad” sześć maszyn z 37. i tuzin ze 149. Squadronu. O 18:45, 10 minut po tym, jak Mildenhall opuścił pierwszy klucz, ze sztabu Grupy przyszedł rozkaz odwołujący start pozostałych, więc nad Zatokę Helgolandzką poleciało tylko dziewięć Wellingtonów. Napotkały jedynie niskie chmury i deszcz, a po zawróceniu i zrzuceniu bomb do morza wszystkie wróciły nad lotniska macierzyste. Dla zdecydowanej większości pilotów lądowanie w mroku było pierwszym takim doświadczeniem, ale wszystkie lądowania były udane.

4 wrzęśnia ten sam Blenheim wystartował skoro świt. Z powodu zachmurzenia musiał tym razem lecieć na bardzo małej wysokości, ale wrócił do bazy (nadajnik działał wadliwie) ze zdjęciami. Po ich wywołaniu okazało się, że w Brunsbüttel na zachodnim końcu Kanału Kilońskiego stoją pancerniki Gneisenau i Scharnhorst, na redzie Wilhelmshaven kotwiczy zaś pancernik kieszonkowy (Admiral Scheer), krążowniki lekkie i niszczyciele. Krótko przed 15:00 z Mildenhall wystartowało osiem Wellingtonów ze 149. Squadronu pod komendą S/Ldr Paula Harrisa, a z Honington sześć Wellingtonów z 9. Sqn, dowodzonych przez Nowozelandczyka S/Ldr Lennoxa S. Lamba. Ich zadaniem było zbombardowanie okrętów w Brunsbüttel. Jednocześnie do ataku na okręty pod Wilhelmshaven wysłanych zostało 15 Blenheimów, po pięć z trzech dywizjonów.

Jak wspominał Harris, wszystko odbyło się w pośpiechu, bez przygotowania planu ataku czy choćby przejrzenia map, a piloci (tylko oni wzięli udział w odprawie) usłyszeli, że u wlotu do Kanału Kilońskiego są „dwa krążowniki”, więc mają „lecieć i im dokopać”. Odczytano im za to odezwę króla do lotników RAF i z naciskiem przypomniano, że mogą atakować jedynie okręty będące wystarczająco daleko od lądu, by wykluczyć ewentualne straty wśród cywilów. Harris, który był w jednostce od tygodnia, dopiero w drodze do samolotu dowiedział się, że nie tylko on nie wie, gdzie jest Brunsbüttel. Gdy jego załoga przystąpiła do rutynowych sprawdzeń przed startem, okazało się, że przydzielony Wellington jest niesprawny i musiała gorączkowo się przesiadać. W trakcie lotu nad cel rozkaz przetestowania kaemów w nowym samolocie przyniósł z kolei odkrycie, że żaden nie działa. Mając zupełnie bezbronną maszynę Harris mógł z czystym sumieniem zawrócić, ale uznał, że taki koniec pierwszej misji bojowej podczas wojny nie przyniesie mu chwały, więc kontynuował lot. Jego nawigator, Sgt Francis Austin, wspominał, że dopiero po starcie usłyszał „Kanał Kiloński” w odpowiedzi na swoje pytanie o cel lotu. Ponieważ miał tylko starą mapę Admiralicji, znalazł Kanał Cesarza Wilhelma i wskazał go dowódcy, a ten powiedział mu, że to nie to i odnalazł właściwy jego zdaniem Kiel Canal, niewielki dopływ Łaby. Miał jednak szansę znalezienia się nad właściwym celem, bo chcąc oszukać wroga, postanowił nadlecieć tam od północnego wschodu.

Już nad Anglią pogoda nie była dobra i krótko po przekroczeniu linii brzegowej w pobliżu Yarmouth od formacji Harrisa odpadł klucz F/Lt Duguida. Lecąc trasą wzdłuż łańcucha Wysp Fryzyjskich dotarł w pobliże Wangerooge i po natrafieniu na jeszcze niżej wiszące chmury zawrócił, zrzucając bomby do morza. To samo zrobiły najpierw dwa tylne Wellingtony z piątki Harrisa, a po dwóch godzinach wspólnego lotu zniknęły nagle Wellingtony F/O Billa Macrae i F/Lt J.B. Stewarta. Któryś z nich pozbył się bomb, uznając błędnie, że jest nad morzem. Niestety spadły one w pobliżu zabudowań duńskiego miasta Esbjerg, zabijając dwie osoby. Harris ostatecznie też nie dotarł nad Brunsbüttel, bo gdy pocisk z działka na napotkanym niewielkim okręcie trafił w ogon jego samolotu i uszkodził wieżyczkę (na swoje szczęście strzelec opuścił ją wobec niesprawności kaemów), po zawróceniu zrzucił niecelne bomby na most w Tönning (nad rzeką Eider, na północny zachód od Brunsbüttel) i przyjął kurs do bazy.

Dwa klucze z 9. Squadronu spisały się o niebo lepiej. Prowadzony przez F/Lt Petera Granta po starcie o 15:40 dotarł nad Brunsbüttel po niecałych trzech godzinach lotu. W swoim raporcie napisał on, że trójka samolotów zrzuciła bomby jednocześnie o 18:12 z wysokości 1800 metrów, a celem był pancernik stojący półtora kilometra na południe od wejścia do Kanału. Ujrzenie rezultatów nie było możliwe, bo silny ogień przeciwlotniczy z okrętów zmusił samoloty (odniosły drobne uszkodzenia) do skrycia się w chmurach. Klucz Lamba wystartował z jakiegoś powodu dopiero o 16:05 i w rezultacie nie dogonił Granta. Miało to swoje konsekwencje, bo gdy znalazł się blisko Brunsbüttel, w powietrzu były już zaalarmowane myśliwce Luftwaffe – dziewięć Bf 109E bazującego w Nordholz koło Cuxhaven dywizjonu II./JG 77, prowadzonych przez Mjr Carla-Alfreda Schumachera ze Stab/JG 1.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X