Dzieje kontrtorpedowca, niszczyciela, okrętu obrony przeciwlotniczej i wreszcie okrętu-muzeum ORP Burza niezmiennie wzbudzają olbrzymie zainteresowanie miłośników historii naszej floty. Choć okręt był już bohaterem wielu publikacji, w tej najnowszej postaramy się przedstawić niecytowane dotąd zbyt szeroko dokumenty związane z jego powojennym okresem służby pod biało-czerwoną banderą, naprawić zauważone pomyłki czy wyprostować niektóre błędne opinie.
Wyjście z Gdyni 30 sierpnia 1939 r. w ramach realizacji planu Peking stało się dla trzech polskich kontrtorpedowców początkiem udziału w II wojnie światowej i walki w oparciu o bazy Royal Navy. W tej trójce ORP Burza był najstarszy, a wybuch wojny sprawił, że nie doczekał planowanej przebudowy i modernizacji uzbrojenia. Intensywna służba bojowa na wodach Morza Północnego, Morza Norweskiego i Oceanu Atlantyckiego dobiegła końca wiosną 1944 r. Na powrót do aktywnej eksploatacji już w nowej roli i w nowej formacji przyszło czekać tej zasłużonej jednostce aż 11 lat.
Zapomniany bohater
Gdy 7 kwietnia 1944 r. Burza trafiła do bazy West Hartlepool koło Newcastle, jeszcze nie wiedziano, że to koniec chwalebnej służby bojowej okrętu. Pięć dni wcześniej niszczyciela wycofano ze składu Grupy Eskortowej B-3. Wniosek o kolejny remont okrętu wysłał do Kierownictwa MW ówczesny dowódca – kmdr ppor. Franciszek Pitułko. W dokumencie wskazano na ponadnormatywne zużycie niszczyciela po trwającym półtora roku okresie intensywnej służby na wodach oceanicznych. Od września 1942 r. do marca 1944 r. okręt bez przerwy znajdował się w różnych zespołach eskortowych operujących od południowego Atlantyku po akweny arktyczne i przepłynął w tym czasie 65 tys. Mm. Po ostatnich zadaniach w ochronie konwojów gibraltarskich i zachodnioafrykańskich zły stan techniczny nie pozwalał na jego dalszą eksploatację. Kadłub praktycznie cały pordzewiał, a wiele mechanizmów i systemów okrętowych było uszkodzonych lub wymagało przeglądów, napraw czy kalibracji. W związku z tym wizyta w stoczni okazywała się nieodzowna.
Formalnie remont ukończono 15 listopada 1944 r., ale wtedy zapadła decyzja o przekształceniu Burzy w jednostkę szkolną. W trakcie remontu okrętem dowodziło (choć w zasadzie ich rola ograniczała się do nadzorowania prac stoczniowych) kolejno trzech oficerów. Załoga bojowa z kmdr. Pitułką zeszła z pokładu 27 kwietnia i ta data często jest podawana jako formalne odstawienie niszczyciela do rezerwy.
Koniec 1944 r. to okres praktycznej dominacji sił alianckich na atlantyckich szlakach. Nowe okręty eskortowe wojennej budowy były zazwyczaj nowocześniej wyposażone, dlatego mimo przeprowadzonego remontu Burza nie musiała dalej pływać w konwojach bez uszczerbku dla kolejnych planowanych operacji końca wojny.
Po zakończeniu prac stoczniowych polski niszczyciel pozostał początkowo w West Hartlepool. Na pokład zaczęły przybywać cyklicznie różne grupy marynarzy, aby odbyć kursy szkoleniowe związane z obsługą urządzeń okrętowych i systemów uzbrojenia. W tej roli Burza doczekała końca wojny, najpierw w Europie, a potem także na Dalekim Wschodzie. Jesienią 1945 r. nie zakładano już szkolenia kolejnych grup marynarzy, a niszczycielowi wyznaczono rolę okrętu-bazy dla okrętów podwodnych Sokół i Dzik. W styczniu 1946 r. zasłużony niszczyciel stał się częścią Grupy Okrętów Podwodnych w Harwich. Ze względu na odstawienie urządzeń napędowych Burzę do nowej bazy odholował 28 lutego holownik Mediator. Przycumowano ją do beczek na rzece Stour, a przy jej lewej burcie stanęły Wilk, Dzik i Sokół. Przy prawej ustawiono trałowiec Primula, obsługiwany przez polskie załogi, który dostarczał parę pozostałym jednostkom. Niedługo potem za burtą Burzy na kolejnych beczkach stanęły pozostałe polskie niszczyciele.
W maju 1946 r. wszystkie dzierżawione od Royal Navy jednostki zostały zwrócone, a te będące polską własnością Brytyjczykom oddawano tylko przejściowo, do czasu zawarcia porozumienia o ich zwrocie władzom w Warszawie. Wielka Brytania uznała formalnie Rząd Jedności Narodowej po wejściu w jego skład przedstawicieli rządu emigracyjnego ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele, dlatego sytuacja okrętów bezsprzecznie polskich, a przebywających w portach brytyjskich stała się mocno skomplikowana. Na oddanie jednostek we władanie utworzonemu w Gdyni Dowództwu Marynarki Wojennej nie zgadzało się londyńskie Kierownictwo MW, które jednak utraciło poparcie brytyjskiej Admiralicji, dążącej do całkowitego pozbycia się kłopotu, jakim była dla niej Polska Marynarka Wojenna. Wiceadmirał Jerzy Świrski w rozkazie stwierdzającym opuszczenie bandery na ORP Błyskawica jasno wskazał, że jemu rzeczywisty pokój wydaje się jeszcze odległy, a niszczyciel będzie znowu okrętem prawdziwej wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej. Rozkazem dziennym z 19 września 1946 r. wiceadm. Świrski zgodził się na opuszczenie biało-czerwonej bandery m.in. na ORP Burza i ORP Wilk, które przeszły w całkowite władanie brytyjskiej Admiralicji.
Niszczyciele pod banderą z orłem bez korony
Tymczasem w kraju, jak wspomniano, działała powołana 7 lipca 1945 r. i odbudowywana od podstaw marynarka wojenna jako część utworzonych w czasie wojny Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie podlegających jurysdykcji Rządu Jedności Narodowej w Warszawie. Jesienią 1945 r. w Dowództwie MW w Gdyni rozpoczęto prace nad przyszłą strukturą organizacyjną morskiego rodzaju sił zbrojnych. Oficerowie radzieccy, którzy dominowali wtedy w składzie osobowym dowództwa, w planach na najbliższe miesiące uwzględniali zarówno przejmowanie okrętów i innego uzbrojenia od Czerwonej Floty Bałtyckiej (od 1946 r. Floty Bałtyckiej ZSRR), jak i powrót jednostek pływających bazujących w portach Wielkiej Brytanii i internowanych w Szwecji.
Według przygotowanego w listopadzie 1945 r., ale ostatecznie niezatwierdzonego i podpisanego dokumentu w Gdyni miał bazować Dyon Niszczycieli z pięcioma okrętami, a mianowicie: ORP Burza, ORP Błyskawica, ORP Garland, ORP Piorun i jednostką niewymienioną z nazwy. Z kolei w Świnoujściu zakładano stacjonowanie Dyonu Korwet z trzema niszczycielami eskortowymi typu Hunt II. To niezwykle ciekawy dokument. Otóż w dwóch miejscach w pierwotnej wersji wpisano nazwy okrętów zatopionych podczas działań wojennych, a mianowicie ORP Kujawiak w Dyonie Korwet i ORP Jastrząb w Dyonie Okrętów Podwodnych, przy czym tę drugą nazwę po skreśleniu zastąpiono wpisaną ołówkiem nazwą ORP Dzik. W związku z tym zastanawiać może brak nazwy piątego niszczyciela. Czy twórcy dokumentu wiedzieli o istnieniu ORP Orkan i jego zatopieniu? A może chodziło o nieznany im z nazwy niszczyciel, bazujący w Wielkiej Brytanii, lub planowali wcielenie zupełnie nowej jednostki tej klasy przekazanej ze stanu Floty Bałtyckiej? Jeśli zakładali ostatnią z przytoczonych możliwości, to oznaczało, że nie byli należycie poinformowani o wspólnych polsko-radzieckich ustaleniach poczynionych we wrześniu 1945 r.
W innym dokumencie z tego okresu, wytworzonym w Oddziale Organizacyjno-Mobilizacyjnym Sztabu Głównego MW w październiku 1945 r., a podpisanym przez oficera radzieckiego – kmdr. podpor. Ganiczewa, wśród zaplanowanych do sformowania w 1946 r. zespołów okrętów znajdował się Dywizjon Kontrtorpedowców (w przypadku obu wspomnianych w tym fragmencie dokumentów archiwalnych zachowano oryginalne nazewnictwo), który miał się składać z dwóch okrętów. Zakładano, że dywizjon będzie miał 520 stanowisk etatowych, choć brak informacji, skąd miałyby pochodzić okręty. Podobnie było z innym jednostkami – dla przykładu Dywizjon Okrętów Podwodnych miał mieć cztery jednostki, ale też nie podano ich nazw i dróg pozyskania czwartego okrętu, choć w obu przypadkach może to sugerować wcielenie do służby jednostek będących polską własnością, czyli niszczycieli Błyskawica i Burza oraz okrętu podwodnego Wilk wraz z trzema innymi, które powróciły z internowania w Szwecji.
Fakty są takie, że w październiku czy listopadzie 1945 r. Moskwa nie planowała przekazać naszej flocie żadnego niszczyciela. Co warte podkreślenia – już nie planowała. Kwestia tego, co wydarzyło się latem tego samego roku, pozostaje bowiem cały czas sprawą otwartą.
Hipotezę o planowanym przekazaniu jednego niszczyciela potwierdził Konstantin Strielbickij, autor artykułu „Siódmy niszczyciel, czyli ORP Sławny, opublikowanego w 2007 r. w dwumiesięczniku „Okręty Wojenne”, który sugerował, że do przekazania Polsce wytypowano jednostkę projektu 7U o nazwie Sławnyj. Przygotowania do tego aktu trwały w sierpniu 1945 r., a okręt pojawił się nawet w okolicach Półwyspu Helskiego pomiędzy 4 a 9 września. Enigmatyczne zapiski w „Dzienniku historycznym” niszczyciela i „Dzienniku działań bojowych bazy morskiej w Libawie” podobno nie wyjaśniają jednak, dlaczego do przekazania nie doszło. Ta i inna publikacja w tym samym periodyku z 2015 r. („Przyczynek do historii ORP Sławny, tym razem autorstwa Andrzeja S. Bartelskiego) wskazują, że w pierwszych dniach września 1945 r. miało dojść do przekazania pod biało-czerwoną banderę w portach w Helu i Gdyni łącznie 20–24 okrętów radzieckich. Dwa osobne zespoły jednostek weszły do obu portów 6 września, na czele tego cumującego w Helu był kontradm. Aleksandr Winogradow (w latach 1953–1955 dowodził Marynarką Wojenną PRL). Niestety nie wiemy dokładnie, ile, jakich klas i typów jednostek wchodziło w skład obu tych zespołów. Jednak 7 września z Warszawy przyszła tajemnicza wiadomość, że do przejęcia nie dojdzie „ze względów technicznych”.