18 listopada 1942 r. do polskiej floty wojennej w Wielkiej Brytanii wszedł zbudowany dla Royal Navy HMS Myrmidon. Ten jeden z największych i najnowocześniejszych niszczycieli II wojny światowej w czasie niespełna rocznej służby pod biało-czerwoną banderą otrzymał nazwę ORP Orkan.
Niszczyciel Orkan trafił do PMW na mocy zawartych w latach 1939-1940 pomiędzy rządami Polski i Wielkiej Brytanii układów dotyczących współpracy Marynarki Wojennej RP z Royal Navy w latach wojny. Wkrótce okazało się, że był to ostatni niszczyciel, jaki brytyjska Admiralicja przekazała polskim marynarzom w czasie II wojny światowej. Obsadzenie jednostki stało się możliwe m.in. dzięki wzrastającemu napływowi sporej grupy ochotników ewakuowanych z Związku Sowieckiego (bez praktyki morskiej) i zgłaszających się w szeregi marynarki wojennej oraz nadwyżce kadrowej na posiadanych okrętach. Nie bez znaczenia był fakt poszukiwania przez Brytyjczyków ludzi do obsady budowanych na wielką skalę jednostek.
Najnowocześniejszy brytyjski niszczyciel
Wybór padł na znajdujący się w budowie (prace ruszyły 7 grudnia 1939 r.) w stoczni Fairfield Shipbuilding & Engineering Company Ltd. w Glasgow w Szkocji duży niszczyciel z brytyjskiej rodziny tej klasy okrętów typu L i M (łącznie 16 jednostek), któremu przy wodowaniu 2 marca 1942 r. nadano nazwę Myrmidon. Już po spuszczeniu na wodę zapadła decyzja, że jednostka zostanie wypożyczona PMW. Koszty utrzymania i modernizacji miała ponosić strona polska, ale niszczyciel nadal pozostawał własnością Admiralicji. Polscy marynarze uczestniczyli w wyposażeniu okrętu w stoczni i uczyli się nowych systemów i mechanizmów. Sporo problemów w obsłudze sprawiły m.in. podwójne działa kal. 120 mm typu Mk XI, rozmieszczone na dwóch podstawach na dziobie i jednej na rufie. Uzbrojenie tego typu umożliwiało prowadzenie ognia również do celów powietrznych, gdyż maksymalny kąt podniesienia dłuższych luf wynosił 50°. Działa tego typu na podstawie Mk XX znajdowały się dotąd na wyposażeniu niewielu niszczycieli Royal Navy. W tej sytuacji polskim artylerzystom pozostało szkolić się na innym sprzęcie, a właściwe działa i ich obsługę poznawali jedynie na rysunkach i opisach technicznych. Prace wykończeniowe trwały do 5 lipca 1942 r. Dopiero jednak cztery miesiące później okręt wszedł do służby – powodem opóźnienia były krytyczne uwagi komisji odbiorczej oraz 46-letniego kmdr. por. Stanisława Hryniewieckiego, pierwszego dowódcy Orkana. Na jednostce zgłoszono dużą liczbę poprawek. Komisja krytycznie wypowiedziała się na temat efektów pracy stoczni w Glasgow. Niszczyciel był rozwinięciem wcześniejszych typów J i K oraz bardzo podobny z wyglądu i uzbrojenia do jednostek typu N, do których należał m.in. ORP Piorun.
Mimo uzasadnionych obaw udało się przygotować okręt pod względem administracyjno-organizacyjnym zgodnie z wyznaczonym terminem do przyjęcia. Podniesienie polskiej bandery odbyło się w Glasgow 18 listopada 1942 r. o godz. 13.00. W ostatniej chwili dotarła ogromna większość załogi i została zaokrętowana ok. południa. Na Orkanie było blisko 160 ludzi. Dopiero pod koniec listopada załoga liczyła prawie 200 oficerów, podoficerów i marynarzy, dzięki czemu udało się obsadzić większość planowanych stanowisk. Do tego doszła 23-osobowa grupa Brytyjczyków (z oficerem łącznikowym), ale dość szybko okręt opuściło 8 osób. W następnych miesiącach służby niszczyciela ekipa łącznikowa składała się z jednego oficera oraz dziewięciu podoficerów i marynarzy. Z okazji uroczystości podniesienia bandery szef KMW wiceadm. Jerzy Świrski otrzymał z następującą depeszę z Admiralicji:
Z okazji objęcia przez Polską Marynarkę Wojenną jeszcze jednego kontrtorpedowca budowanego w stoczni brytyjskiej zasyłamy najserdeczniejsze życzenia szybkich sukcesów dla wspólnej sprawy. Jesteśmy pewni, że wspaniałe wyniki i sława, jaką zdobyły sobie polskie okręty, będą w dalszym ciągu utrzymane przez ten okręt.
W chwili oddania do służby na białych burtach wymalowano znak taktyczny G 90 w kolorze czarnym (tą samą barwą pomalowano kapę komina) oraz dwa biało-czerwone godła RP, umieszczone po jednym na rufie i przy głównym stanowisku dowodzenia. Część podwodną pomalowano farbą w kolorze rdzawoczerwonym. Na linii wodnej szeroki pas rozdzielający obydwa kolory był czarny. 23 grudnia Orkana wysłano do bazy Royal Navy na Orkadach na sześciotygodniowe szkolenie (podstawowy trening i zgranie załogi), czyli tzw. working up, które musiały przejść wszystkie nowe okręty i jednostki po dłuższym remoncie. Wigilię w chłodnej bazie Home Fleet załoga spędziła na obszernym kotwicowisku w towarzystwie kolegów z niszczyciela Piorun. Należy podkreślić, że załogę Orkana w dużej części stanowili marynarze o bardzo krótkim stażu i w bardzo młodym wieku. Nie może dziwić fakt, że tempo szkolenia pomimo ambicji załogi nie było zbyt duże, gdyż na przeszkodzie stanęły uporczywe mgły i wiatry. Ale tytaniczna wielotygodniowa praca doświadczonych oficerów i starszych podoficerów pozwoliła im na opanowanie trudnego morskiego rzemiosła. Przebiegowi wyczerpującego szkolenia na morzu z uwagą przyglądali się oficerowie ze sztabu dowództwa zespołu taktycznego niszczycieli Royal Admiral. Dopiero po nabraniu doświadczenia i po dobrej morskiej szkole zorganizowanego życia załogi jednostka mogła rozpocząć służbę bojową na Atlantyku.
Służba na dalekiej Północy
Na początku stycznia 1943 r. kontynuowano właściwe szkolenie bojowe w strzelaniu artyleryjskim i prowadzono treningi dla torpedystów w obsłudze czterorurowej wyrzutni torpedowej na niszczycielu Tyne. Ćwiczono również branie ropy w morzu od krążownika. Po decyzji o skróceniu szkolenia Orkana przydzielono do 3. Flotylli Niszczycieli Home Fleet, operującej na Morzu Północnym, Norweskim i Grenlandzkim oraz na północnym Atlantyku. Ostatnie dni w bazie spędził na ćwiczeniach z brytyjskimi okrętami podwodnymi oraz na dziennym i nocnym strzelaniu przeciwlotniczym. Torpedyści odbywali ostre strzelanie torpedowe o różnych porach dnia.
16 stycznia w godzinach przedpołudniowych na Orkanie i Piorunie wizytację załogi przeprowadzili dowódca Home Fleet adm. John Cronyn Tovey i Pierwszy Lord Admiralicji Albert Victor Alexander. Polskie niszczyciele zrobiły na dostojnych gościach bardzo dobre wrażenie, czego dowodem był prywatny list od adm. Toveya do wiceadm. Świrskiego, w którym wyrażał swój podziw i zadowolenie ze stanu okrętów i ich załóg.
20 stycznia o godz. 13.00 Orkan po raz pierwszy wyruszył w dłuższy rejs bojowy, który prowadził ze Scapa Flow do Seydisfiord na wschodnim wybrzeżu Islandii, gdzie dotarł dwa dni później. Podróż była ciężka – z powodu złej pogody doszło do dużych przechyłów okrętu, co sprawiło, że wielu marynarzy, nienawykłych do takich trudności, cierpiało na chorobę morską i zupełnie nie nadawało się do pełnienia służby. Z tego powodu jednostka słabo radziła sobie z utrzymaniem wyznaczonej pozycji. 23 stycznia przydzielono ją do dalekiej osłony konwoju JW.52 (składającego się z 15 statków handlowych) idącego do Murmańska, w którego osłonie znalazły się: pancernik Anson, na którym podniósł swoją flagę dowódca tej grupy adm. Bruce Fraser, lekki krążownik Sheffield i siedem niszczycieli. Niełatwym zadaniem dla załogi była próba pobrania paliwa z Sheffielda – i to na bardzo wzburzonym morzu. Natomiast pochwałę załoga Orkana dostała w tym rejsie za ostrzeżenie Ansona, ku któremu zmierzała torpeda wystrzelona z niemieckiego U-Boota. Polski niszczyciel wykrył torpedę za pomocą azdyku (urządzenie obsługiwał mar. Ludwik Kamiński). 29 stycznia Orkan po wykonaniu zadania wpłynął do portu Akureyri leżącego nad fiordem Eyjafjörður na północnym wybrzeżu Islandii. Podczas krótkiego postoju załoga Ansona w ramach podziękowań zaprosiła załogę Orkana na wspólną herbatę.
30 stycznia o godz. 6.00 Orkan z zespołem dalekiej osłony opuścił fiordy i wyruszył na pełne morze w celu eskortowania konwoju RA.52 (10 statków), powracającego z Murmańska. I znów ze względu na złą pogodę zadanie okazało się niezwykle trudne. Mróz, szalejący sztorm, śnieżyce i panujące przez niemal całą dobę ciemności nocy polarnej sprawiły, że niedoświadczeni marynarze przeszli prawdziwy chrzest morski, ale z korzyścią dla poprawy stanu ich wyszkolenia. Warunki meteorologiczne w północnej części Atlantyku uniemożliwiły pobranie ropy z towarzyszącego zbiornikowca. Konwój stracił zaledwie jeden statek – amerykański frachtowiec Greylock (7460 BRT), który został storpedowany przez U 255 (kpt. mar. Reinhart Reche) 2 lutego na pozycji 70°52’N, 00°21’W. 1 lutego Orkan znalazł się w pobliżu Wyspy Niedźwiedziej (osiągając 75° szerokości północnej) w zespole osłaniającym kolejny konwój, który bez strat dotarł do Loch Ewe (północno-zachodnia Szkocja). Orkan i pozostałe okręty dalekiej osłony powróciły 4 lutego na kotwicowisko w islandzkim Hvalfiord. Polacy mieli za sobą wyczerpujący rejs bojowy. Postój nieopodal Reykjaviku, trwający do 14 lutego, wykorzystano na czyszczenie kotłów, przegląd i konserwację uzbrojenia oraz kalibrację HF/DF.