• Niedziela, 6 października 2024
X

Bitwa na Morzu Bismarcka. Część 2. Zagłada „Konwoju 81”

Płynący z Rabaulu (Nowa Brytania) do Lae na Nowej Gwinei japoński konwój stracił pierwszy statek jeszcze na Morzu Bismarcka, 2 marca 1943 roku. Nazajutrz, krótko przed godz. 10.00, gdy był już na Morzu Salomona, samoloty Fifth Air Force zaatakowały go ponownie. Liczba maszyn nad punktem zbiórki i świadomość, że uderzą równocześnie, dawały lotnikom alianckim przeświadczenie o nieuchronności sukcesu. Najpewniej żaden z nich nie spodziewał się jednak, że będzie on aż tak wielki.

Ponieważ piloci nie do końca trzymali się planu, a samoloty znajdowały się na różnych wysokościach i wiele działo się w tym samym czasie, ustalenie kolejności wydarzeń między godz. 10.00 i 10.30 nie jest możliwe. Nie ma jednak wątpliwości, że o rezultacie nalotu zdecydowały ataki maszyn lecących najniżej.

Nalot rozpoczęły Beaufightery australijskiego 30. Squadronu, które po zejściu na wysokość 150 metrów utworzyły dwie tyraliery po sześć maszyn. Ponieważ nadleciały z południa, a konwój płynął na zachód, musiały najpierw minąć lewoskrzydłowe niszczyciele. Z uwagi na wysokość ich lotu, typową dla maszyn torpedowych, okręty wykonały zwrot w lewo, dziobami ku zagrożeniu, otwierając następnie ogień zaporowy z armat. Okazał się on jednak zupełnie niegroźny, a zwrot ułatwił Australijczykom zadanie, ponieważ oddawane przez nich serie mogły zaczynać się na dziobie, a kończyć na rufie celu. Zgodnie z radą Garinga, którą dowódca jednostki zamienił na rozkaz podczas odprawy przed startem, piloci starali się trafić przede wszystkim w mostki. Zanim dobrali się do statków, któryś z nich wziął na muszkę flagowy niszczyciel Shirayuki, w wyniku czego zginęło wielu ludzi w pobliżu Kimury. Pociski z kaemu, kalibru 7,7 mm, trafiły admirała w lewe biodro, prawe ramię i prawą część brzucha. Dowódca konwoju nie stracił jednak przytomności i nadal wydawał rozkazy. Rezultatem chwilowego chaosu było jednak podniesienie sygnału flagowego, że nie żyje.

Kamuflaż z fałszywym odkosem dziobowym pozwalał łatwo identyfikować Taimei Maru i stąd jest pewne, że Sgt George Drury ostrzelał najpierw ten statek. Dzięki zeznaniom jeńców wiadomo, że spowodował masakrę na mostku, gdzie ze względu na zmianę wachty było akurat dużo więcej ludzi niż normalnie. Słowa o morderczości ognia z Beaufighterów były częste także w odniesieniu do stanowisk broni pokładowej. Przykładowo śmierci lub ran miał uniknąć tylko jeden z ośmiu marynarzy obsługujących armatę rufową na Oigawa Maru.

Ponieważ po dotarciu do Lae jak najwięcej najcenniejszych składników ładunku miało znaleźć się na lądzie jak najszybciej, na pokładach pogodowych statków znajdowało się bardzo wiele beczek z benzyną. Nic więc dziwnego, że już pierwsze serie wywołały silne pożary. Szczególnie silnie zapłonął jeden z transportowców. Był nim najprawdopodobniej Teiyo Maru wzięty na muszkę przez P/O Dicka Roe, który ledwie uniknął kraksy po tym, jak w brzuch jego maszyny uderzył słup wody podniesionej przez wybuch bomby, gdy wykonywał kolejne podejście do ostrzału. Wcześniej Australijczyków przestraszyły spadające wokół podwieszane zbiorniki paliwa, których pozbyły się przed walką myśliwce P-38. Żaden z Beaufighterów nie ucierpiał od ognia przeciwlotniczego. Po tym, jak rozpoczęły lot powrotny, niektóre zostały zaatakowane przez japońskie myśliwce.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X