• Środa, 24 kwietnia 2024
X

CSRG wz. 15, erkaem z potrzeby chwili

Kiedy wybuchła I wojna światowa karabin maszynowy nie stanowił już militarnej nowinki. Debiutował kilkadziesiąt lat wcześniej, a wojna rosyjsko-japońska i konflikty na Bałkanach potwierdziły jego wyjątkowe zalety. Wszystkie armie, które w sierpniu 1914 roku przystąpiły do wojny, były już względnie dobrze nasycone ciężką bronią maszynową, grupowaną najczęściej w kompaniach (6–8 kaemów) przydzielanych poszczególnym pułkom (w cesarsko-królewskiej armii Austro-Węgier dwukarabinowe sekcje w batalionach piechoty). Znaczenie cekaemów zostało potwierdzone już w pierwszych tygodniach wojny, a ich masowe użycie brutalnie zweryfikowało dotychczasowe poglądy na sposób prowadzenia walki. Z ówczesnych regulaminów promieniował niezachwiany duch ofensywny, co doprowadziło do katastrofalnych strat. 1914 rok okazał się najkrwawszym w całej wojnie. Wojaczki trzeba się było uczyć się od nowa. Zwłaszcza po jesiennym przełomie nad Marną, kiedy front na zachodzie Europy zastygł w transzejach ciągnących się od Nieuport nad Morzem Północnym aż po Wogezy przy granicy szwajcarskiej. Okop w połączeniu z karabinem maszynowym pozwalającym prowadzić nieprzerwany, ciągły i stabilny ogień przez kilka–kilkanaście godzin (o ile starczyło amunicji i wody do chłodzenia), uniemożliwiły jakikolwiek ruch do przodu, a próby przełamania takich pozycji kończyły się masakrą. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie nowych środków walki, które umożliwiłyby przełamanie impasu.

Pierwszoplanowa rola przypadła artylerii (w czasie I wojny światowej odpowiadała ona na około 60% strat), ale królem przedpola wciąż pozostawał ciężki karabin maszynowy. Jedna kompania z cekaemami miała siłę ognia batalionu piechoty, dzięki czemu ograniczono liczbę żołnierzy w okopach pierwszej linii. Resztę można było rozmieścić na pozycjach tyłowych i wykorzystać do kontrataków. Kluczowym zagadnieniem było rozmieszczenie stanowisk karabinów maszynowych tak, aby zapewnić możliwość ostrzału krzyżowego. Ogień prowadzony z flanki był najbardziej niszczycielski. Ponieważ przeciwnik koncentrował ogień artylerii na wykrytych gniazdach kaemów, chcąc je wyeliminować z walki zanim własna piechota ruszy do ataku, stanowiska te wyjątkowo pieczołowicie rozbudowywano i maskowano, a system schronów umożliwiał przeczekanie ostrzału. Dlatego nawet długotrwały ostrzał nie likwidował zagrożenia, a nacierający piechurzy, pozbawieni możliwości „przyduszenia” śmiercionośnych stanowisk wypluwających setki pocisków na minutę, ponosili gigantyczne straty. Ofiary te wywarły wreszcie swój skutek, który objawił się w żądaniu dla nacierającego broni o wielkiej wydajności, broni typu k.m. [erkaem – przyp. aut.]– napisano w jednym z polskich podręczników z okresu dwudziestolecia międzywojennego – Broń ta miała: 1) wzmocnić siłę ognia nacierającej piechoty, 2) rozluźnić szyki nacierającej piechoty, celem uniknięcia strat, a nie osłabiać przez to jej siły ognia, 3) wytworzyć przewagę ogniową w momencie: a) gdy piechota była bliska celu podczas natarcia, a kiedy odeszła już od swoich c.k.m., które jako sprzęt mało ruchliwy i ciężki zostawały w tyle (okres, kiedy normalnie piechota jest już zużyta, a artyleria popierająca ze względów bezpieczeństwa działać nie mogła, b) gdy możliwem było przeciwuderzenie nieprzyjaciela i 4) dać swe poparcie piechocie w każdem działaniu, a specjalnie gdy ona zmęczona natarciem, miała utrzymać zdobyty teren. Ten właśnie moment jest najkrytyczniejszym dla piechoty.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X