• Wtorek, 15 października 2024
X

SigSauer P320 a’la Łasuch

Dzieląc się swoją wiedzą związaną z używaniem uzbrojenia oraz wyposażenia, zawsze powołuję się na doświadczenia wyniesione z blisko dwudziestoletniej służby w Wojskach Specjalnych. Tym razem będzie podobnie.

Pierwsze moje spotkanie z bronią krótką nastąpiło podczas odbywania służby zasadniczej w 1. Pułku Specjalnym Komandosów w Lublińcu. To tam, w 2000 roku, zajmując stanowisko zastępcy dowódcy grupy w stopniu kaprala, otrzymałem na stan swój pierwszy pistolet P-64. Byłem bardzo zadowolony, że jako zwykły żołnierz służby zasadniczej mogłem w ogóle posiadać pistolet. Kadra w tym czasie posiadała już nowsze pistolety P-83 oraz Wist-94, niektóre w wersji z laserem! Wtedy dla mnie to był sztos!

Po przejściu selekcji do 1. PSK, już jako żołnierz zawodowy otrzymałem na stan pistolet P-83, który towarzyszył mi podczas pierwszej misji w Iraku. Jak pewnie się domyślacie, nie byliśmy zbyt zadowoleni z użytkowania „Makarona”, nasi amerykańscy koledzy dopiekali nam, że mamy świetne „baby gun”. Z czasem, z braku wiary w możliwości pocisku 9 mm Makarow, przestałem w ogóle go zabierać na operacje. A może to było z powodu drwin?

Nasi odpowiednicy z USA używali w tym czasie pistoletu Beretta 92FS, który też nie był szczytem doskonałości, ale był przynajmniej większy, a jak wiadomo w środowisku samców Alfa rozmiar ma znaczenie. Niemniej z Amerykanami zgadzaliśmy się co do jednego – każdy z nas marzył o Glocku.

Na kolejne dwie zmiany do Iraku pojechałem już z pistoletem Wist-94, zwanym przez nas świstem. Nie był to pistolet, na którym można było polegać – ciągle się ciął i miał spust twardy jak kołek. Za to dobrze wyglądał i był zasilany amunicją Parabellum. Nie był też obiektem drwin, przynajmniej dopóki Jankesi nie próbowali z niego strzelić. Poza tym, przy drobnej modyfikacji przy pomocy nagrzewnicy mieścił się bez problemu do kabury Safariland! Dodatkowo, dzięki niezliczonym dysfunkcjom „śwista”, staliśmy się mistrzami usuwania wszelakiego rodzaju zacięć wstępujących w broni krótkiej.

W końcu, po latach oczekiwania, gdy 1. PSK zmienił nazwę na JWK i przeszedł pod Dowództwo Wojsk Specjalnych, dotarły do nas wymarzone Glocki 17 3. generacji. Ja – jak to mam w zwyczaju – natychmiast zacząłem modyfikować mój pistolet, aby być jak najbardziej skutecznym. Wkrótce wyjechaliśmy na naszą pierwszą misję do Afganistanu, gdzie współpracowaliśmy z operatorami z Navy Seals, używającymi pistoletów Sig Sauer P226. Do tego stopnia zaciekawił mnie ich kurkowy pistolet działający w systemie SA/DA, że zdecydowałem się zamienić swojego Glocka na będący już w jednostce na wyposażeniu pistolet HK USP. Zrobiłem to zaraz przed wyjazdem na kolejną misję i muszę przyznać, że był to duży błąd. Pistolet okazał się o wiele trudniejszy w obsłudze, nie wspominając o braku możliwości jakiejkolwiek modyfikacji czy zakupu chociażby do niego uwielbianej przez nas kabury Safariland. Po mękach i szyderze kolegów pokornie wróciłem do Glocka, z którym zostałem już do końca służby. W międzyczasie przyszła pora na zakup pierwszego prywatnego pistoletu. Mogłoby się wydawać, że skoro na przestrzeni lat to Glock był moim kompanem, na którym mogłem polegać, to wybór będzie oczywisty. Nie padło jednak na Glocka. Przyczyną tego był mój dwukrotny wyjazd do Stanów na szkolenia realizowane w Sig Sauer Academy.

Podczas pierwszego wyjazdu w ręce wpadł mi pistolet Sig Sauer P320
X-Carry z zamontowanym celownikiem firmy Leupold DeltaPoint Pro. Były to czasy, gdy firma Sig Sauer przymierzała się dopiero do produkcji swoich MRDS – Romeo 1. Cały zestaw tak bardzo przypadł mi do gustu, że po powrocie zapragnąłem mieć podobny set. Pamiętam, jak Matka dziwił się i pytał „po cholerę ci ten klamot? Kup se Glocka”. Odpowiedziałem wtedy „Damian, wszyscy mają Glocki”. I była to bardzo dobra decyzja, której do dziś nie żałuję. Były to czasy, kiedy P320 dopiero budował sobie opinię w Polsce i szczerze przyznam, moim zdaniem nasza firma – Targets Creators znacznie przyczyniła się do spopularyzowania tego pistoletu w naszym kraju.

Na kolejne szkolenie do Sig Sauer Academy – Pistol Instructor Development – pojechałem już jako „ostrzelany” użytkownik Siga. Szkolenie przeprowadzone było oczywiście z użyciem pistoletów P320, z którymi moi koledzy z JWK nie mieli żadnego doświadczenia. Ta sytuacja potwierdziła jak trudna, nawet dla świetnych strzelców, jest zmiana pistoletu i realizacja wymagającego zadania, jakim było uczestnictwo w szkoleniu. Dla mnie, znającego już P320, zaliczenie kolejnych etapów szkolenia nie było żadnym problemem.

Reklama

Najnowsze czasopisma

Zobacz wszystkie
X
Facebook
Twitter
X

Dołącz do nas

X